Fot. Katarzyna Paskuda
18-10-2018

DZIWAK I SZCZĘŚCIARZ

Z Wojciechem Mecwaldowskim, aktorem, rozmawiała Katarzyna Paskuda

Lubisz kobiety?
Kocham kobiety. Bez Was – kobiet, nie ma nas – mężczyzn. Nie mówię o schematach, które temu towarzyszą, ale ogólnie w życiu.

Kochasz je na tyle, że chcesz ich mieć więcej wokół siebie, czy jedna by Ci wystarczyła?
Każdy mężczyzna, w zależności od etapu w życiu, różnie na to pytanie by Ci odpowiedział. Ja na dzień dzisiejszy jestem tak szczęśliwy, że w ogóle nie będę o tym mówił. (śmiech)

A polityka Cię interesuje? Bo bardzo dyplomatycznie odpowiadasz.
Nie, w ogóle, jestem przerażony tym, co się dzieje, bo to jest dla mnie chaos, a wydawało mi się, że polityka powinna być czymś ułożonym, żeby nam się lepiej żyło.

Jesteś dziwakiem?
Tak.

Dobrze Ci z tym?
Tak.

Skąd się to Twoje dziwactwo wzięło?
Z tego co wiem i co zauważyłem, dziwactwo towarzyszyło mi od kiedy wyszedłem, że tak powiem, z brzucha. Zawsze czułem, że jestem troszkę odstający od normy, którą gdzieś w szkole, czy za pośrednictwem telewizora stara się nam przedstawić. U mnie to odstawanie od normy polegało na tym, że bardziej wchodziłem w siebie i poznawałem swój świat, niż interesowałem się tym światem, który był dookoła mnie. Zazwyczaj, jak ktoś jest skupiony na sobie bardziej niż na świecie dookoła, to jest dziwak, egoista albo narcyz. Nazewnictwo jest różne. Ale mi to nie przeszkadzało. Zawsze było mi z tym dobrze. Jestem przede wszystkim szczęśliwy, że nikogo tym nie krzywdzę. Gorzej, gdybym czuł, że to moje dziwactwo powoduje jakieś usterki.

Jako dziecko miałeś kolegów?
Początki faktycznie były takie, że siedziałem głównie pod stołem i patrzyłem w jeden punkt.

Byłeś nieśmiały?
Troszkę byłem zamknięty, taki autystyczny trochę, tak bym powiedział. A potem załapałem ten kontakt z rzeczywistością i z otoczeniem, ale o wiele bardziej lubiłem sam siedzieć w domu i coś robić, niż biegać na podwórku. Później na odwrót – cały czas siedziałem na podwórku pod blokiem, na stadionie, zamiast siedzieć w domu i cokolwiek zrobić typu uczyć się, posprzątać. Wydaje mi się, że każdy ma w życiu różne fale. Gdybyśmy się spotkali za 5 lat, czego nam życzę, to też będziemy na innej fali i będziemy rozmawiać na inne tematy, aczkolwiek wciąż będziemy tymi samymi osobami.

Pytam o to dziwactwo, bo za takowe można uznać zbieranie przez Ciebie zabawek na przykład…
Pozwól, że o moich jajkach nie będziemy rozmawiać, bo wystarczająco dużo już o nich powiedziałem. (śmiech)

Dobrze, o jajkach nie musimy, ale o klockach Lego poproszę.
Jako dziecko marzyłem o klockach Lego i jako dorosły to marzenie spełniłem. I dalej spełniam. Ostatnio byłem w Legolandzie, kolejne marzenie spełnione. Marzenie od marzenia tak bym to ujął. Zwariowałem tam, nie wiedziałem, co się dzieję, co do mnie mówią ludzie, podziwiałem świat, który zawsze chciałem zobaczyć. Świat zbudowany z pasji, a nie z potrzeby. Cudowny czas powrotu do dzieciństwa będąc już dorosłym człowiekiem, który widzi wokół siebie całą masę innych dorosłych, którzy przeżywają to samo. Były oczywiście genialne sklepy, a jeżeli widzę jakiś zestaw, który mi pasuje do budowli, to go biorę. No i tego trochę ostatnio nabrałem. Buduję świat – w sensie zamki, wioski, lasy. Coś dokupuję, układam, burzę. Tak w kółko.

To nie jest jakaś forma ucieczki?
Wydaje mi się, że uciekałbym, gdybym zajmował się czymś na siłę, gdyby nie chciało mi się gdzieś iść, na zasadzie, że będę robił to, żeby nie robić tamtego. Klocki Lego siedziały mi w głowie od dziecka, to jest marzenie, które realizuję.

Stały jesteś, skoro realizujesz marzenie od 40 lat.
Trzydzieści parę lat. Tak, należę do ludzi, którzy są stali po prostu.

W uczuciach też?
Tak, już to kiedyś gdzieś cytowałem, powiedział to mój przyjaciel – głupio jest robić w chuja ludzi, których się kocha.

Ale się robi…
My ludzie z natury chyba nie jesteśmy monogamistami, na to składa się mnóstwo czynników – od biologicznych, po różne procesy chemiczne, które zachodzą w mózgu. Ale każdy jest jakiś, każdy jest inny. Nie chcę oceniać, ale wydaje mi się, że każdy z nas na swój sposób chciałby przeżyć życie, nie raniąc innych. Tylko ciężko tego dokonać, bo zazwyczaj rani się ludzi, których się kocha. Począwszy od rodziców, którzy, przypuśćmy, chcą, żeby ich dziecko zostało w domu, a ono chce wyjechać w świat, żyć za granicą na przykład. Z jednej strony taki młody człowiek uszczęśliwia rodziców, kiedy sam jest szczęśliwy, nawet jeśli jego wyjazd nie jest po ich myśli, z drugiej krzywdzi ich tym, że nie ma go koło nich, kiedy go potrzebują. Przykłady można mnożyć.

Mówisz o sprzecznościach i sam jesteś trochę sprzeczną osobowością – z jednej strony jako dziecko trochę autystyczny, z drugiej, znam kilka historii o Tobie, także od Ciebie, które świadczą o Twojej dużej śmiałości.
Z wiekiem moja nieśmiałość zaczęła się otwierać. Kiedy byłem czegoś pewien, to po prostu to robiłem.

Na przykład kiedy jako dwudziestolatek, nikomu specjalnie nieznany, podszedłeś do Lidki Popiel, wtedy już gwiazdy, i poprosiłeś ją o sesję zdjęciową?
Gwiazdy to są na niebie. Lidka jest piękną kobietą i świetnym fotografem. Tak, podszedłem, bo wiedziałem, że chcę, żeby mnie sfotografowała. Podszedłem do niej jako pięknej kobiety, która robi piękne zdjęcia i poczułem, że chcę z nią obcować.

Żeby wykonać taki krok, potrzeba dużej śmiałości.
Nie. Wydaje mi się, że jeśli człowiek czuje coś bardzo, jest o czymś przekonany, nawet nie chodzi o wypowiedzenie słów do kogoś, tylko czuje, że ta osoba, którą spotyka, jest jedną z „jego” osób, to nie można mówić ani o śmiałości ani o nieśmiałości. Niech dowodem na to będzie nasza z Lidią znajomość – zawsze mam uśmiech na twarzy, kiedy ją widzę, ona się śmieje, jak mnie widzi. Poznało się dwoje ludzi  –gówniarz, który się nie bał powiedzieć do pani, żeby zrobiła mu zdjęcia, a ona nie bała się zaryzykować, pomimo że nie znała gówniarza, i nie wiedziała, co z niego będzie, ale zaryzykowała i zrobiła mu zdjęcia. Cieszę się, że zaryzykowaliśmy, bo widzimy, że to miało sens, nasze zawodowe drogi dalej nas fascynują jak kiedyś i jedziemy dalej w tych samych pociągach, nie zmieniliśmy się.

Jakoś mnie nie przekonujesz, nie każdy zdobyłby się na odwagę podejścia do kogoś, kogo nie zna, tylko dlatego, że czegoś od niego chce.
Każdy jest jakiś. Pewnie kilka lat wcześniej bym nie podszedł.

Miałeś więcej takich sytuacji, kiedy na przykład dostałeś angaż, bo ktoś Cię polubił, bo pomyślał, że jesteś fajny, otwarty chłopak?
Może były takie sytuacje.

To jesteś szczęściarzem.
Na pewno jestem szczęściarzem, bo mam wspaniałą rodzinę, przyjaciół koło siebie, świat, który jest w moich oczach światem bardzo, bardzo pozytywnym.

Zawodowo też jesteś szczęściarzem – masz ogromny dorobek filmowy. Jest jakaś produkcja, którą najlepiej wspominasz?Najlepiej wspominam chyba produkcję, która najbardziej mnie zniszczyła, czyli pracę nad „Dziewczyną z szafy”.

Lubisz się zmęczyć?
Człowiek jak upada, coś nie idzie po jego myśli, to więcej wniosków wyciąga, niż kiedy jest szczęśliwy i wszystko idzie po jego myśli. Wydaje mi się, że ten film bardzo dużo mi dał i prywatnie i zawodowo. Minęło pięć lat od jego premiery, a wciąż jest dla mnie za świeży, żeby o swojej pracy nad nim mówić.

Czyli to było coś wyjątkowego?
Każdy film jest dla mnie wyjątkowy. Po to uprawiam ten zawód, po to tak, a nie inaczej dobieram filmy, żeby czuć tę wyjątkowość. Zazwyczaj te wybory, których dokonuję, są świadome, raczej nie miałem takiej sytuacji, żeby brać coś, bo muszę. Wolałem, jak to się mówi, jeść zupki chińskie, ale być szczęśliwym, niż jeść krewetki i być w stanie przedzawałowym. Nie wydaje mi się, żeby tym, co chcę osiągnąć, był komfort koło mnie. Raczej wybieram komfort w sobie.

Pozostając przy Twoich rolach filmowych – mam wrażenie, że lubisz grać postaci kompletnie inne od Ciebie.
Tak.

Jak przygotowujesz się do takich ról?
Staram się nie czerpać z siebie, choć wiadomo, że to w stu procentach niemożliwe – gdzieś czerpię z siebie, bo czerpię ze swojego organizmu – tuczę go na przykład, albo uszczuplam. Chodzi mi o to, że staram się nie brać z własnych doświadczeń. Kiedy grałem na przykład rolę syna, tak jak w „Juliuszu”, który we wrześniu wejdzie do kin, nie wizualizowałem sobie w scenach z Janem Peszkiem, który gra mojego rodzica, swojego ojca. To by była jakaś schiza. Wyobrażam sobie, że jest łatwo jakieś środki uruchomić, używając własnych doświadczeń, szybko masz emocje, tyle tylko, że to jest robienie widza w ciula i robienie siebie w ciula. Chodzi mi o to, żeby być świadomym podczas poszczególnych scen, żeby wygenerować w sobie prawdę. Czyli wolę uwierzyć, że Peszek/Chlebowski jest moim ojcem, niż podkładać pod niego jakąś prywatę, albo świat, który nie jest realny.

Masz jakieś złe wspomnienia z planu? Najgorszą rolę, którą odegrałeś? Gdybyś mógł cofnąć czas, to byś tam nie zagrał?Z wiekiem i z tym, co przekazywała mi rodzina – raczej nie powinno się mieć pretensji do swoich wyborów, skoro się je wybrało. Oczywiście pojawiają się myśli, co by było, gdybym nie zrobił tego filmu, jak moje życie by się potoczyło, albo co by było, gdybym wziął udział w tym projekcie, a nie wziąłem udziału. Ale wydaje mi się, że po fakcie dorosłemu człowiekowi takie myślenie nie przystoi.

No to jest coś takiego, czego się wstydzisz, czy nie?
Siebie. Czasami tak. Przed samym sobą. Ale to chyba dobrze, bo czasem się zaskakuję. Nie mówię o wstydzie, który jest zażenowaniem, że chcę się schować. Wydaje mi się, że jeśli człowiek jest świadomy i odkrywa te pokłady świadomości w sobie, to czasami pewne reakcje lub zachowanie dziwią. I czasami się zawstydzasz, ale zawstydzasz się bardziej z takiej ciekawości, z tego, że chciałeś wiedzieć więcej, mimo że może nie wypada zaglądać bardziej. (śmiech)

Jesteś z siebie zadowolony?
Na pewno wiem, czego chcę, a czego nie chcę. Bardzo mocno wziąłem kiedyś do siebie słowa Daniela Olbrychskiego, który w jakimś wywiadzie powiedział, że aktorstwo i aktor jest jak bokser. Jak wychodzisz na ring, musisz wiedzieć, że jesteś najlepszy, bo inaczej cię zniosą. Gdyby bokser wychodził na ring i wahał się, myślał – cholera, żeby on mnie tylko nie uderzył – to wiadomo, że byłby na przegranej pozycji. Wydaje mi się, że nie chodzi tylko o aktora i boksera, ale człowieka w ogóle. Jeżeli człowiek nie jest pewny siebie w sensie – wiem, czego chcę, to trudno mu będzie funkcjonować. Człowiek musi to wiedzieć, bo inaczej śpi i nie przeżywa życia. Więc jeżeli wiesz, czego chcesz, i wiesz, przynajmniej na ileś tam, co cię otacza, kto cię otacza, to jeśli chcesz dalej płynąć tą rzeką, musisz podejmować decyzje, które są stanowcze, musisz się wykłócać i być sobą. Im bardziej człowiek jest świadomy, tym bardziej jest bezczelny wobec siebie i innych, ale nie w sposób, który może ich w jakikolwiek sposób urazić. Chodzi o pewność tego, co chcesz w życiu osiągnąć.

Stawiasz tylko na polskich reżyserów, czy masz…
Nie, pracuję tylko z japońskimi. (śmiech)

Chciałam zapytać, czy masz jakiegoś wymarzonego zagranicznego reżysera u którego chciałabyś zagrać?
Tak u Roya Anderssona, Ridleya Scotta, jest ich wielu, tak samo jak i polskich. Ogólnie się wzruszam, jak widzę talent. Nawet jak to jest mała siedmioletnia dziewczynka i wykona utwór Whitney Houston.

I rozpłaczesz się?
W sensie…

W środku?
Nie wstydzę się płakać. Śmieję się i płaczę, przecież jestem człowiekiem. Wzruszam się, kiedy widzę szczery talent. I nieważne, czy ktoś układa kostkę Rubika, śpiewa, czy uprawia jakiś sport. Mam coś takiego, że kocham ludzi, którzy mają talent. To mnie napędza do rozwijania własnego talentu.

Fot. Katarzyna Paskuda
Fot. Katarzyna Paskuda

Jakie filmy lubisz oglądać prywatnie?
To zależy, jaki mam dzień. Czasem mam ochotę się odmóżdżyć i zobaczyć jakąś hollywoodzką produkcję w której biegają jacyś super bohaterowie i tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi, a czasami lubię pójść do kina i wyjść, jakbym dostał obuchem w łeb i przez parę godzin mieć rozkminę o co chodziło.

Lubisz niedopowiedzenia w kinie?
Tak, lubię. Mam takie trzy filmy, które kocham i które wiele razy widziałem: Holy Motors, Wielkie piękno i Mother! To są takie trzy filmy, które zobaczyłem, do których wracam, które cały czas we mnie gdzieś siedzą. Oczywiście wiadomo, że gust jest studnią bez dna i każdy ma swoją, ale te trzy filmy uważam za wyjątkowe.

Wyczytałam, że masz w planach własną produkcję – będziesz reżyserował, a główną rolę u Ciebie ma zagrać Zac Efron.
W skrócie – kiedy byłem w Stanach, usłyszałem historię, która przydarzyła się pewnemu Polakowi. Zapadła mi w pamięć. Kilka dni później widziałem się z Zackiem na weselu i opowiedziałem mu ją. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby to zrobić. Przez ostatnie 5 lat pisałem to, rysowałem, a teraz mam spotkać się z Zackiem i przedstawić mu ten projekt. Wstępnie jest zainteresowany, więc mam nadzieję, że wszystko pięknie wyjdzie.

Jesteście z Zackiem Efronem kolegami?
Kolegami? Poznaliśmy się, bawiliśmy się razem na weselu, spędziliśmy razem fajnie czas w dobrym towarzystwie, tyle.

Nie ekscytuje Cię to?
Wiesz co, nie. Bardziej zachwycałem się chyba przedmiotami w tym momencie niż ludźmi.

Z czego to wynika?
Chyba z pewnej tajemnicy, z pewnej ciekawości, przynależności do kogoś, gdzieś, kiedyś, albo przez wiedzę o tym, przez kogo zostało zrobione to coś kiedyś. Bardziej mnie podjarało, jak poszliśmy do garażu i zobaczyłem przepięknego Mercedesa, który jako pierwszy zszedł z taśmy. W kolorze srebrnym. Przepiękny, chociaż nie mam samochodu, nie jara mnie jazda samochodem, ale historia kupna tego konkretnego auta była o wiele ciekawsza niż to, że stoję obok gościa, który jest znany. Sam to mam na co dzień, oczywiście nie na taką skalę, jak Zac, ale wiem, że jak ktoś patrzy na mnie jako na aktora, to już ucinamy sobie pewne drogi rozmów, pewne drogi przepływu. Cieszę się, że nie poznałem Zacka od razu na tyle, żeby mieć do niego stosunek „wow”, bo prawdopodobnie nie gralibyśmy nad ranem w bule i nie wygralibyśmy z Patisonem – swoją drogą też ciekawy gość – i nie byłoby tych sytuacji, które były, tylko byłaby może bardzo krótka, nic niewnosząca do naszej relacji rozmowa. Na tyle, na ile go poznałem, jest bardzo ciekawym człowiekiem i bardzo utalentowanym aktorem z którego nie wyciągnięto jeszcze wielu możliwości. Bardzo kręci mnie to, żeby zrobić duet – Lubos i Efron. Oni są tak różni od siebie, że przez tą różność są tym samym.

Czeka cię mnóstwo pracy. Czujesz się na siłach, żeby to wszystko ogarnąć, czy liczysz, że znane nazwisko ten projekt pociągnie?
Rzecz, którą mam do opowiedzenia, jest na tyle ciekawa, że nazwisko Efron nie jest kartą przetargową.

Kiedy przewidujesz ruszyć z projektem?
Kończy tłumaczyć się scenariusz. Tłumaczy się już rok, bo jak się okazuje, pewnych rzeczy nie da się przełożyć na angielski, pewne nasze slogany, nasze hasła są po przetłumaczeniu nieśmieszne, zupełnie inaczej brzmią. Co jakiś czas coś poprawiam, tłumacz zmienia, storybordzista przerysowuje i tak w kółko od roku. Wiem, że to jeszcze trochę potrwa, te zmiany, poprawki, ale jest na takim etapie, że jest już nie do zatrzymania, np. dlatego, bo mi się nagle nie będzie chciało. Bardzo mi się chce i ludziom, których w to zaangażowałem też. To by było nie fair, żeby brać ich na marzenia, a potem powiedzieć, że to nie jest już marzenie.

Marzyłeś o tym, żeby reżyserować?
Zawsze miałem taki niedosyt, że mam wpływ tylko na to, co ja robię. A czasami korciło mnie, chciałem mieć wpływ na cały ten świat, który widz widzi, a nie tylko na cząstkę, którą jestem na ekranie. Gdzieś zaczęły mi się w głowie roić pomysły, że chciałbym mieć wpływ na całość. Pewnie z tego marzenia przyszła do mnie historia tego Polaka, który został deportowany ze Stanów i Zac, który parę dni później stanął naprzeciwko mnie i powiedział, że fajnie żebyśmy zrobili coś razem. I zacząłem to sklejać.

Zagrasz u siebie w filmie?

To chyba nie jest łatwe
Wiesz co, samo zabranie się za pisanie scenariusza, reżyseria i produkcja są już bardzo dużym obciążeniem, więc wydaje mi się, że gdybym miał się pojawić w tym filmie, to się nie pojawię. Ten film jest po części mną.

Przepraszam Cię za nagłą zmianę tematu, ale jak na człowieka tak świadomego tego, dokąd zmierza, brakuje mi w Twoich rękach kierownicy. Dlaczego nie masz prawa jady?
Wiesz co, mój przyjaciel ostatnio się śmiał, że od 15 lat słyszy, że ja już w tym roku robię prawo jazdy przed wakacjami. To już się zrobił taki nasz żart – Kiedy robisz prawko – on pyta. – Przed wakacjami – ja odpowiadam. Więc gdzieś jest coś takiego, że widocznie nie miałem go do tej pory zrobić. Ja ogólnie mam problem z maszynami. Wydaje mi się, że pewne rzeczy, które się w moim życiu wydarzyły, spowodowały, że w naturalny sposób przestałem myśleć o tym, że prowadzę samochód i nim jeżdżę. To pierwsza rzecz. Druga, to że nigdy nie miałem, nie mogę powiedzieć dobrego kontaktu, bo mi nigdy żadna maszyna nie zrobiła krzywdy, nie wiem, nie miałem głodu obcowania z maszyną. Czy to jest samochód, czy to jest komputer, czy coś innego. Zawsze bardziej interesował mnie człowiek, a jeśli nie było tego człowieka obok mnie, to to, co się dzieje we mnie w środku, albo natura, a nie obcowanie z czymś, dzięki czemu niby lepiej mi się żyje.

Lubisz pracować?
Tak. O wypoczynku więcej gadam niż robię, może dlatego, że ja nie czuję, że pracuję. Bo odkąd zacząłem, że tak powiem, przygodę z aktorstwem, to się bawię i spełniam swoje marzenia. A jak się bawisz i spełniasz swoje marzenia, to jesteś głodny tego i chcesz więcej i więcej. Później przychodzi faktycznie taki moment, że widzisz, że pracy jest więcej niż życia prywatnego. „Dziewczyna z szafy” pomogła mi wypośrodkować to, żeby jednak życia prywatnego było więcej.

Widziałam, że trochę fotografujesz…
Każdy człowiek, jeśli chce być świadom siebie, powinien zadać sobie pytanie, co jest jego pasją, a co talentem. Ja nie mam talentu do fotografii, to jest moja pasja. Talent do fotografii ma moja siostra, mój dziadek był fotografem, mój tata był fotografem.

Co sprawia, że uważasz, że oni mieli talent, a ty nie?
Bo jestem szczery ze sobą. Fotografia jest moją pasją, lubię robić zdjęcia, a talent to jest coś więcej niż lubić. Aktorstwo kocham, bo mam do niego talent. Urodziłem się jako gość, który ma talent do aktorstwa i dlatego tu dziś siedzimy. Jeżeli pracuję w tym zawodzie tyle lat, jeśli wciąż dostaję role, to idiotami byliby ci, którzy ze mną współpracują, gdybym nie miał talentu. Po co by mi te role dawali? Mam świadomość, że mam talent, jestem dobry w tym, co robię, ale chcę być jeszcze lepszy. Najważniejsze w tym jest chyba to, że chcę się udoskonalać i być coraz lepszy, a nie spoczywać na tym, że już coś zrobiłem, bo gówno zrobiłem. Jeszcze nic nie osiągnąłem, na razie gram, robię fajne projekty i tyle.

Co byś chciał osiągnąć?
Spokój. I zawodowy i życiowy.

Teraz go nie masz?
Czasami się wkrada.

W czym w najbliższym czasie będziemy mogli Cię zobaczyć?
We wrześniu jest premiera filmu „Juliusz” w reżyserii Alka Pietrzaka. To są te filmy które przychodzą do ciebie i wiesz, że nie ma możliwości, żebyś w tym nie zagrał. Raz historia, a dwa to ludzie którzy tą historie tworzą. Widziałem. Świetne kino.

Na gentlemana mi na plakacie tego filmu nie wyglądasz.
Gdzieś tam po ojcu Juliusza, którego gra Jan Peszek, ten gentleman w Juliuszu jest. Generalnie przejawia się dla mnie ten gentleman w stosunku do kobiet, a to jest też film o relacji mężczyzn z kobietami, zarówno ojca, jak i syna. Facet, chcąc mieć obok siebie kobiety, nawet jeśli ktoś nie lubi tego słowa, musi być gentlemanem, bo inaczej żadna kobieta przy nim się nie utrzyma. Gentleman może być bezczelny, może być rozbrajający, może być rozczulający.

Chamski może być?
Zależy w czym i kiedy.

Czyli każdy może być gentlemanem.
Nie, nie, popatrz, ile kobiet lubi tzw. chamskich facetów. Więc w jakimś sensie to oni też są gentlemanami dla tych kobiet, skoro te kobiety sobą zainteresowali i tak ich nazywają.

Nie, gentleman mi się jednak bardziej kojarzy z kulturalnym mężczyzną.
Oczywiście, że tak, mam, na myśli też pewien sposób bycia, wyrażania siebie momentami. A uważasz na przykład, że Jack Nicolson jest gentlemanem? Bo ja uważam, że absolutnie jest, a jest w nim taka pewna bezczelność i pewnego rodzaju chamstwo, które nie jest prostackie…

Tylko wynika z jego intelektu…
No właśnie. (śmiech)

A Ty taki jesteś?
Jak Nicolson? Nie, nie jestem. Przede wszystkim z wiekiem widzę, nie da się tego absolutnie ukryć, ja coraz bardziej doceniam i kocham kobiety, które są koło mnie.

Kiedy widzisz piękną kobietę…
Ciągle je widzę. Mieszkam we Wrocławiu, dokładnie 7 minut od rynku, kiedy na niego idę, mijam całe mnóstwo przepięknych kobiet.

Co robisz, żeby zatrzymały na Tobie swoją uwagę? Jakie masz metody? Bo masz powodzenie u kobiet.
To są pytania do kobiet. Przede wszystkim doceniam to, że kobiety dobrze się czują w moim towarzystwie, przez co ja czuję się w jakiś sposób wyróżniony, bo uważam, że towarzystwo osób bardziej inteligentnych, a kobiety są bardziej inteligentne od mężczyzn, powoduje, że czujesz się czasami jak uczeń, a często w towarzystwie mężczyzn głupiejesz.

Dlaczego?
Bo rozmawiasz z nimi o kobietach. To tematy, gdzie się głupieje czasami, jak chcesz to zrozumieć. W towarzystwie kobiety jesteś trochę obnażony.

Masz jakieś marzenia zawodowe, które chcesz spełnić?
Podobno o marzeniach się nie gada, więc mogę powiedzieć o projektach, które zacząłem już realizować, w takim sensie, że „Polak” jest takim filmem, który faktycznie chciałabym zrobić, bo odpowiedział bym sobie na wiele pytań, które mnie nurtują i nie tylko mnie. Przed „Polakiem” jest pewien projekt, który przygotowuję z moją siostrą, Dawidem Podsiadło i Agatą Buzek. Jest to 77 minutowy video-art do muzyki Dawida z Agatą w roli głównej, a za kamerą jest Ola, moja siostra. Na razie jest to pomysł, który pomału przygotowujemy. Jak coś chce się zrobić dobrze, to potrzeba czasu, tym bardziej mając takie osoby koło siebie, które też nie robią nic na szybko.

A Ty co przy nim robisz?
Reżyseruję i napisałem scenariusz. Tylko tak jak mówię, to nie jest film fabularny, to jest video-art. Bo gdzieś, jak rozmawialiśmy między sobą, każdy z nas chciał zrobić coś innego, dotknąć czegoś, co zazwyczaj macamy, a teraz chcieliśmy dotknąć tego na trochę dłużej i są to takie jakby decyzje, co do pokazania, jak widzisz świat, jak go słyszysz, jak byś chciał, żeby był odbierany. Czyli nie iść po takich prostych schematach, tylko iść trochę pod górkę, żeby się pomęczyć, a zarazem odkryć coś ciekawego.

Życzę Ci w tej wspinaczce powodzenia.


 

DZIWAK I SZCZĘŚCIARZ

Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda

zobacz inne

  • KSIĘŻNICZKA, NIEKSIĘŻNICZKA

  • SZCZĘŚCIU TRZEBA POMAGAĆ 

  • PASJA, PREDYSPOZYCJE, WARSZTAT